Finał serii Falcon i Zimowy Żołnierz – omówienie
Falcon i Zimowy Żołnierz dobiegł końca. Ostatni odcinek zakończył ważne wątki, ale i pozostawił kilka otwartych drzwi, które być może będą zapowiedzią kolejnego sezonu. Czy drugi serial MCU spełnił oczekiwania?
Kiedyś wspominałam o tym, że serial pozytywnie mnie zaskoczył. I teraz to potwierdzam. Jest to show do którego na pewno będę jeszcze wiele razy wracać. Już od pierwszego odcinka dostaliśmy głębszy obraz postaci i ciekawą fabułę. Sądzę, że finał był bardzo dobrym podsumowaniem wszystkich wcześniejszych epizodów.
Zacznijmy od akcji
Odcinek 6 został podzielony na dwie
części. Pierwsza z nich zawiera tylko samą akcję. Już od pierwszej minuty
dostajemy sceny walki pomiędzy Batrockiem, a Samem (tym razem już w roli
Kapitana Ameryki). Widzimy Wilsona w nowym stroju, zrobionym na prośbę Barnesa,
w Wakandzie. Jak łatwo się domyślić to właśnie kombinezon znajdował się w
walizce z poprzedniego epizodu. Przez cały ten czas obserwujemy jak dobrze Sam
posługuje się tarczą i jak fantastyczne są jego umiejętności. W tym samym
czasie Bucky ratuje senatorów i walczy z Flag Smashers przy pomocy Sharon
Carter. Co ciekawe, pojawia się także John Walker. Początkowo sądziłam, że z
nim też nasi bohaterowie będą musieli się zmierzyć, a tym czasem, mężczyzna
staje po ich stronie. Cała ta sekwencja jest na bardzo dobrym poziomie, akcja
trzyma w napięciu, a widz ani się nie nudzi, ani nie czuje się przeładowany
informacjami. Wszystko jest fantastycznie wyważone. Ja jednak chciałabym się
skupić nie na widowiskowej walce, ale na kilku innych, mniejszych aspektach. Na
tym co działo się pomiędzy akcją. Dostaliśmy szczegóły, które, moim zdaniem,
pięknie dopełniły pierwszą część.
Diabeł tkwi w szczegółach
Zacznę od Sama. Jednym z ważniejszych momentów jest ten w którym mężczyzna oficjalnie nazywa siebie Kapitanem Ameryką. Już nie ucieka przed tym ciężarem, a przyjmuje do wiadomości, że Steve wiedział co robi. Odnajduje się w nowej roli i każdym swoim czynem tylko pokazuje, że Rogers nie mógł lepiej wybrać. Drugim ważnym wydarzeniem jest sytuacja kiedy ludzie wiwatują na cześć Wilsona, gdy ten ratuje innych. Sami nazywają go, już nie Falconem (lub Czarnym Falconem, jak niektórzy mieli w zwyczaju), a Kapitanem Ameryką. Dodatkowo istotny jest też fakt, że Sam nie chce walczyć z Karli, broni się przed nią, ale nie atakuje jej. Ostatecznie dziewczyna ginie, ale z rąk Sharon Carter. A co z Buckim? Mężczyzna wreszcie dostaje należyty szacunek. Już od pierwszej minuty ludzie zwracają się do niego: „sierżancie Barnes”, potem gdy ratuje senatorów z płonącego samochodu, ci dziękują mu za to, że ocalił ich życie. Dla mężczyzny to coś nowego, bo pierwszy raz od bardzo dawna nie jest traktowany jako zagrożenie dla innych, a jako dobry człowiek. Zaskoczeniem jest natomiast John Walker, który ostatecznie staje po stronie dobra. Pokazuje to w scenie, kiedy mając do wyboru zabicie Karli, a uratowanie polityków, wybiera to drugie. Później, mężczyzna zostaje US Agentem, a jego radość pokazuje tylko, że chce czuć się ważnym i robić coś co przysłuży się innym. Pierwsza część kończy się mocnym przemówieniem Kapitana Ameryki w kierunku władz. Sam pokazuje tutaj po raz kolejny, że najważniejsze jest dla niego dobro ludzi i udowadnia, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Ostatnie słowo należy jednak do Zemo, który dopina swego i z pomocą swojego kamerdynera, wysadza samochód z Flag Smashers.
Wyczekiwany spokój
Druga część odcinka jest dużo bardziej spokojna. Dochodzi w niej do zakończenia pewnych wątków i pokonania własnych demonów. To tutaj Bucky wyjawia prawdę Yoriemu o tym, że to Zimowy Żołnierz zabił jego syna. Jak się potem okazuje, mężczyzna robi tak ze wszystkimi rodzinami jego ofiar, co widać w scenie, gdy oddaje swojej terapeutce notes z wykreślonymi nazwiskami. Dalej mamy wątek Isaiaha Bradleya. Dzięki Samowi, zostaje on upamiętniony w muzeum, a jego czyny uznane są nie za przestępstwo, a czyny bohatera. Ostatnia scena to świętujący Bucky i Sam w Luizjanie. Wśród przyjaciół i rodziny. Dzień dobiegł końca i teraz czas na odpoczynek. To zakończenie, którego życzyłabym sobie w każdym z filmów lub seriali MCU. Jest happy end, na który zasługują główni bohaterowie.
To jeszcze nie koniec?
Na początku wspomniałam, że pojawiło się kilka wątków, które mogą być zapowiedzią drugiego sezonu (a jeśli nie, to przynajmniej tego, co może wydarzyć się w MCU). Pierwszym z nich jest stanie się Agentem US przez Johna Walkera, a to oznacza, że losy tej postaci jeszcze się nie zakończyły. Drugim wątkiem jest scena między napisami. Sharon Carter (która okazała się być Power Brokerem) zostaje oczyszczona z zarzutów i przywrócona na swoje poprzednie stanowisko. Jednak kobieta ma zamiar wykorzystać zdobyte informacje i przekazać je dalej. I teraz, pojawia się wiele pytań do tego czy Sharon Carter to ta sama osoba, którą poznaliśmy w Zimowym Żołnierzu? Czy przypadkiem nie jest to ktoś, kto się pod nią podszywa? I ostatnia rzecz. Na koniec odcinka pojawia się napis: „Kapitan Ameryka i Zimowy Żołnierz”. Pokazuje to przemianę Sama (od Falcona do Kapitana Ameryki), jednak co z Barnesem? Nie jest już Zimowym Żołnierzem, a mimo to, nadal jest tak nazywany. Uważam, że ten wątek można rozwinąć w drugim sezonie i wtedy np. zobaczymy jak Bucky staje się Białym Wilkiem (o którym kilkakrotnie wspominano w serialu).
Podsumowując, serial jest naprawdę godnym polecenia dziełem. Wydaje mi się, że nie ma odcinka, który byłby nudny, albo nieprzemyślany. Każdy jest intrygujący i porusza ważne kwestie. Pokazuje świat superbohaterów z troszeczkę innej strony. Odpowiadając na pytanie, które postawiłam na początku tekstu: „Czy drugi serial MCU spełnił oczekiwania?”, moja odpowiedź brzmi: tak, zdecydowanie spełnił oczekiwania. Powiem nawet więcej, znacznie je przerósł, co tylko sprawia, że z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejne produkcje MCU.
K.
Komentarze
Prześlij komentarz